Ja w życiu spadłam tylko 4 razy, a jeżdżę 4 lata, ale często byłam bliska upadkowi. Czasami wisiałam na szyi
, czasem po gwałtownym poniesieniu w galopie siedziałam za siodłem ciagnąc za pysk
, a kon leciał wyciągniętym galopem
i inne śmieszne mniej lub bardziej sytuacje. Moje 2. pierwsze upadki zaliczyłam z kucyka szetlandzkiego. Owego potworka ujeżdżałam i miał powera. Pierwszy upadek zaliczyłma przy zagalopowaniu, bo on jest krótki, mały, szybki i zwrotny, a ja próbowałam zagalopowac. Jechałam na oklep i zsunełam sie na jedną stronę, bo on już baaaardzo wyciągnął kłus, ja już stałam jedną nogą na ziemi, ale druga mi się zachaczyła o jego grzbiet i zad i... wyrżnełam się na tyłek
. Następnym razem po dłuższej rozłące (chodził pod dzieciakami, a raczej stał) wystartował a ja próbując se ratowac i zeskoczyć wpadłam mu pod brzuch
... Moja pierwsza gleba z dużego konia miał miejsce po zdeżeniu w pełnym, galopie z drugim koniem. Ostanio spadłam na początku września z Groma, bo się potknął. Złamałam wtedy palec i do tej pory nam komplikacje
. Ogółem jeździć nie moge, ale na Gromie musze pomykać a on jest grzeczny i nie nadwyrężam ręki z siodła. Dzisiaj pewnie pojade na nim ierwszy raz teren u mnie. Zobaczymy jak się będzie zachowywał sam na obcym terenia na otwartej przestrzeni. Jak dojeżdżalliśmy do domu (przyjechałam wierzchem) to na łace podniósł ogon i chciał wyciągnąc galop...